Nomenklatura, czyli mówiąc potocznie nazewnictwo osób pracujących z dziećmi w przedszkolu bywa powodem do dąsów i nieporozumień. Życie pokazuje, że to, jak dziecko powinno zwracać się do nauczyciela nie jest do końca dla wszystkich takie oczywiste. Co gorsza, nie istnieje jedna obowiązująca zasada w tej kwestii. Wcale nie prościej mają rodzice, którzy też nie do końca wiedzą jak można/powinno się/trzeba nazywać osobę wykonującą mój zawód. Co się dziwić, jak sami przedstawiciele rządu, najjaśniejsze głowy w państwie, przy okazji zeszłorocznego strajku pokazali, że mają z tym problem do jakiego worka nas wrzucić.
To, jak będą się zwracać do swoich pań dzieci tak naprawdę zależy wyłącznie od dorosłych. Trochę od samych pań, jeśli mają chęć uporządkować ten temat, ale największy wpływ mają na to rodzice. Zatem ja dziś staję w roli mediatora środowiska rodzicielskiego z przedszkolnym oraz komentatora rzeczywistości i przeanalizuję wszystkie pojawiające się formy.
Proszę Pani / Pani (imię w wołaczu)
Ta forma jest dla większości dorosłych dużo bardziej popularna i naturalna, nie budzi oburzenia, sami bowiem tak zwracaliśmy się do swoich pań w przedszkolu. Dzieci też szybko przyjmują ją za normę i zdecydowanie pojawia się ona najczęściej. „Proszę Pani” zamiennie z formą z imieniem (w moim przypadku „Pani Patrycjo”) jest neutralne, nie jest zbyt oschłe i wprowadza dzieci w świat zasad i etykiety.
Co ciekawe, zwłaszcza maluchy, początkowo używają zwrotu „Pani” z błędnie postawionym akcentem na „ni”, charakterystycznie przedłużając ‘i’. Oj, czytający to nauczyciele pewnie już w wyobraźni usłyszeli to wołanie! No, to taka forma jest dla mnie ciężka do zniesienia tylko z racji tego tonu głosu, który się przy tym pojawia. Szybko jednak dodając pytanie pomocnicze „która?”, bo zwykle na sali jest więcej niż jedna pani można skutecznie oduczyć tego uporczywego nawoływania i zamienić je w kulturalny zwrot zawierający imię.
Ciocia
To określenie zarezerwowane jest dla sióstr mamy albo taty malucha czy żon ich braci i w pierwszej kolejności wobec tych pań jest używane. Ciociami w dzisiejszym świecie są jednak wszystkie panie w bliskim otoczeniu rodziców dziecka – kuzynki, przyjaciółki czy koleżanki – słowo ‘ciocia’ sprawdza się świetnie w momencie, kiedy chcemy zmniejszyć dystans między dorosłym a dzieckiem. Ciociami okrzyknięte zostały również opiekunki pracujące w żłobkach – w zasadzie nie jestem w stanie określić kto to zainicjował, no ciociują tym maluszkom i już.
Nic więc dziwnego, że jak nadchodzi ten czas, kiedy przedprzedszkojak awansuje na miano Przedszkojaka, poznaje nowe ciocie w przedszkolu i automatycznie tak do nich się zwraca. Dzieje się to zupełnie bezrefleksyjnie u dzieci, ale też u rodziców – skoro przedszkole to taki żłobek dla starszych dzieci, to chyba naturalnym jest, że przedszkolanki są ciociami dla dzieci. Sama doświadczyłam tego obejmując grupę trzylatków – na 25 maluszków zaledwie kilkoro wołając mnie wybierało określenie ‘proszę Pani, dla całej reszty urwisów szybko stałam się ukochaną ciocią.
Co ja na to? Ano nic! Na oba zwroty reagowałam tak samo. Nie rozumiem, jak może komukolwiek przeszkadzać ten zwrot, jeżeli dla trzylatka jest naturalny i potrzebny. Moim zdaniem słowo ‘ciocia’ jest dla dziecka czymś, co zapewnia mu poczucie bezpieczeństwa, a przecież tak o nie trudno na początku edukacji przedszkolnej. Śmiem twierdzić, że wpływa też na skrócenie procesu adaptacji do nowego miejsca (obszerny tekst o adaptacji znajdziesz tutaj). Umożliwia też skrócenie dystansu pomiędzy dzieckiem a nauczycielem, przywołuje miłe żłobkowe wspomnienia, a przede wszystkim jest czymś naturalnym i zupełnie niegroźnym. Bo jakich zagrożeń należy doszukiwać się w tym zwrocie? Niektóre przedstawicielki środowiska nauczycielskiego mówią o infantylności tego słowa, a nawet o braku szacunku wobec ich profesji. Z całym szacunkiem, dobro dziecka – w tym przypadku psychiczne – a nie urażone ego dorosłego jest dla mnie najważniejsze.
Z doświadczenia mojego i moich koleżanek po fachu wynika, że taki stan ciociowania nie utrzymuje się dłużej niż przez pierwszy rok pobytu w przedszkolu. To oznacza prawdopodobnie to, że zwykle czterolatki już nie potrzebują nazywania tej relacji, dbania o tą bliskość i poczucie bezpieczeństwa. Jeżeli trafiłaś na nauczyciela, którego bardzo uwiera ten zwrot, albo placówkę, w której podkreśla się zadania edukacyjne i nie ma przestrzeni na takie skracanie dystansu – nauczyciel sam zadba i nauczy dzieci poprawnego dla niego określenia. Powinien też poinformować Ciebie i pozostałych rodziców o tym, jaką formę preferuje, co niestety nie zawsze się wydarza.
Przedszkolanka, opiekunka, wychowawczyni czy nauczycielka?
Skoro już ustaliłyśmy, że nazewnictwo jest trudne nie tylko dla dzieci i że to my mamy wpływ na to, jak swoją panią będą nazywać i przez to postrzegać nasze dzieci koniecznym jest ustalenie jeszcze jednej kwestii. Kim jest osoba pracująca w przedszkolu? Przzedszkolanką? Opiekunką? Wychowawczynią? A może nauczycielką? To pytanie nie dotyczy rzecz jasna problemu jak się do tej osoby zwracać bezpośrednio (bo na pewno użyjecie słowa ‘pani’), ale jak o niej mówić.
Żeby odpowiedzieć na to pytanie i rozwiać wszelkie wątpliwości należałoby zwrócić uwagę na wykształcenie i formę studiów, które muszą ukończyć pracownicy przedszkola. Najczęściej są to studia pedagogiczne o kierunku ‘pedagogika przedszkolna i wczesnoszkolna’ lub podobnym zawierającym człon ‘przedszkolna’. Gdyby była konieczność rozróżnienia i doszczegółowienia nazwy kierunku o specjalność, brzmiałaby z pewnością ‘nauczycielska’. Wobec tego w przedszkolu pracują właśnie nauczyciele. Tacy sami jak w szkole podstawowej, liceum i na uczelni. Z tym jednym szczegółem, że są to nauczyciele wychowania przedszkolnego.
Wychowawcą zwykle nazywa się osobę sprawującą opiekę nad dziećmi na koloniach albo w ośrodkach stałego pobytu, ale funkcjonuje to również z powodzeniem zarówno w szkole, jak i w przedszkolu. Można zatem śmiało powiedzieć o paniach przypisanych do grupy Twojego dziecka, że są jego wychowawczyniami.
Mimo, że dla wielu z Was będzie to być może zaskoczenie, najmniej lubianym i akceptowanym zwrotem o nauczycielach przedszkola jest słowo ‘przedszkolanka’. Mimo, że samo w sobie nie kryje żadnych złych intencji (dla mnie jest ono zwykłym skrótem myślowym i nie naburmuszam się, kiedy usłyszę je pod swoim adresem – nauczycielka wychowania przedszkolnego czy choćby nauczycielka przedszkola są określeniami tak długimi, że nie byłoby szans używać je w mowie potocznej), spora część środowiska nauczycielskiego uważa, że takie nazewnictwo jest infantylne i im ujmuje. Są zdania, że osoby używające określenia ‘przedszkolanka’ bagatelizują ich wykształcenie i sprowadzają ten zawód tylko do opieki nad dziećmi. Zatem żeby sobie nie nagrabić u tych bardziej wrażliwych nauczycieli lepiej ograniczyć częstotliwość używania tego słowa. Dlaczego ze mną nie ma takiego problemu? Bo wychodzę z założenia, że wiem co potrafię i kim jestem – nie muszę dowartościowywać się faktem, że mam tytuł magistra pedagogiki.
No dobrze, a co z opiekunką? Można tak powiedzieć o pani w przedszkolu czy nie? 'Opiekunka’ to określenie ściśle związane z etapem żłobkowym i tam pasuje doskonale – żłobek jest miejscem opieki nad maluszkami, jest placówką opiekuńczą i pracują tam osoby po kursach kwalifikacyjnych na 'opiekuna żłobka’. W przedszkolu poza opieką jest też wychowanie i edukacja. Ja rekomendowałabym więc zostawić to słowo dla pań pracujących w żłobkach i klubach malucha oraz pań pełniących indywidualną opiekę nad dzieckiem.
Polska mowa – trudna mowa
Niektóre z Was mogą być zdziwione, że taki temat poruszyłam, bo niby komu jest potrzeby i dlaczego ważny? Myślę, że ważny jest z tego względu, żeby nie pogrzebać dobrej współpracy na linii rodzic-nauczyciel na starcie, ale też prawidłowo reagować na to, jak zwraca się do nauczyciela dziecko. Jakie jest moje zdanie? Jeśli trzylatek ma potrzebę kontynuować zwrot ‘ciocia’ – powinniśmy mu na to pozwolić. Sam zadecyduje o tym, kiedy przejdzie na słowo ‘pani’. Natomiast jeśli chodzi o mowę dorosłych – najlepiej jest nazywać sprawy po imieniu i mówić o paniach ‘nauczyciele’, ale żaden z nich nie powinien się obrażać o to, że powiemy o nim czasem ‘przedszkolanka’. Najważniejsza jest przecież pozytywna komunikacja i otwartość.
Jakie są Wasze doświadczenia w tej kwestii? Które z wymienionych określeń funkcjonują w Waszym życiu? A może istnieje jeszcze jakieś, o jakim nie wspomniałam. Piszcie, podyskutujmy!
„Wobec tego w przedszkolu pracują właśnie nauczyciele. Tacy sami jak w szkole podstawowej, liceum i na uczelni”
Drobna uwaga. Tacy sami jak w szkole podstawowej i liceum — zgoda, jednak co do zasady *nie* tacy sami jak na uczelni. Żeby wykładać na uczelni (zazwyczaj, zapewne poza Wyższymi Szkołami Tego i Owego) trzeba mieć stopień naukowy co najmniej doktora, czyli zwykłe ukończenie studiów wyższych nie wystarczy.
Pozdrawiam!